Listen to Ludwik Jerzy Kern - Zyrafa u fotografa i inne wiersze, an album by Piotr Fronczewski on TIDAL Wanda Chotomska - Dlaczego ciele ogonem miele i inne
Ludwik Jerzy Kern. W parku, Na ławce, Pod kasztanem, Siedziała psina ze swym panem. Pan zaczytany był w gazecie, Zapomniał pan o całym świecie, O parku, O jesieni wdzięku Ale smycz mocno trzymał w ręku. Psina zerkała w prawo. W lewo. I pogrążała się w męczarniach, Co krok to rośnie jakieś drzewo Co parę metrów jest
Książka: Wiersze autorstwa Ludwik Jerzy Kern, wydawnictwa: Publicat. Dostępna w Woblink! Liczba stron: 48 to gwarancja świetnej zabawy.
Kolorowy śnieg - Ludwik Jerzy Kern. Czy wam nie przyszło nigdy do głowy, że śnieg powinien być kolorowy? Albo zielony, albo czerwony, liliowy albo beż. Śnieg ten lepiłoby się wspaniale, a bałwan biały nie byłby, ale. Albo zielony, albo czerwony, liliowy albo beż.
Wiersze - Ludwik Jerzy Kern • Książka ☝ Darmowa dostawa z Allegro Smart! • Najwięcej ofert w jednym miejscu • Radość zakupów ⭐ 100% bezpieczeństwa dla każdej transakcji • Kup Teraz! • Oferta 13450929922
Kryminalna adaptacja wiersza L J Kerna w wykonaniu Grupy DAR jest propozycją i zaproszeniem do nieprzeciętnej zabawy w teatralnej oprawie, ze szczególną Młod
Książka Najpiękniejsze wiersze dla dzieci autorstwa Brzechwa Jan, Chotomska Wanda, Kern Ludwik Jerzy, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie . Przeczytaj recenzję Najpiękniejsze wiersze dla dzieci. Zamów dostawę do dowolnego salonu i zapłać przy odbiorze!
U6W3. Dziś przedstawię książkę, która niespodziewanie stała się jedną z naszych najbardziej ulubionych wieczornych lektur. Bardzo ją lubi Mała Czytelniczka. Wydaje się, że w ogóle ją nie nudzi, wręcz przeciwnie, mogłaby jej słuchać bez końca. Uwielbia ją Tata Czytelniczki, który właśnie tę książkę najczęściej wybiera do czytania i zachwyca się jakie to fajne i zabawne wiersze. Polubiłam ją i ja, bo to literacki majstersztyk i niezwykle urocze, pełne humoru utwory dla dzieci. Mowa tu o „Wierszach i wierszykach dla najmłodszych” Ludwika Jerzego Kerna. O książce “Wiersze i wierszyki dla najmłodszych” to całokartonowa książka zawierająca 13 wybranych utworów Ludwika Jerzego Kerna oraz ilustracje Marianny Jagody. Takie wydanie to dla mnie pewna nowość, bo przyzwyczajona jestem do małych kartonowych książeczek, które zawierają jeden wiersz i mają zaledwie kilka stron. Jednak okazuje się, że jest to bardzo fajna sprawa. Po pierwsze kartonowe wydanie z zaokrąglonymi rogami i twardą oprawą z gąbką jest przyjazne dla najmłodszych milusińskich, po drugie na pewnym etapie przydaje się już trochę więcej treści. Mała Czytelniczka z zainteresowaniem wysłuchuje już kilku wierszy na raz, a często nawet i wszystkich trzynastu. Oczywiście ma też swoich faworytów, wiersze, których sama szuka w książce. Kiedy znajdzie taki, to zatrzymuje się na nim i pokazuje dobitnie, żeby właśnie ten był czytany. Do naszych ulubionych wierszyków należą więc: “Phaaaw” “Znałem pewnego pawia, Który się pięknie wysławiał, Nigdy nie mówił “Kluska”, Tylko “La khluska” Z fhrancuska”…. Trzeba się trochę namęczyć przy czytaniu o tym arystokratycznym pawiu, który wszystko starał się wymawiać na modłę francuską, ale zabawa jest przednia :). “Żyrafa u fotografa” „(…) Czy to pan robi zdjęcia? Ja. A ładne są te zdjęcia? Ba! I tak sam pan je robi? Sam. (…)” Mamy tu upierdliwego klienta, który musi zadać mnóstwo głupich pytań i bardzo cierpliwego fotografa, który nie daje się zbić z tropu. On wie, że zrobi wspaniałą fotografię nawet tak trudnemu modelowi jak żyrafa. “Wiersz, w którym syczy przez cały czas” “Szczepan Szczygieł Z Grzmiących Bystrzyc Przed chrzcinami chciał się przystrzyc (…)” Kolejne wyzwanie dla czytającego. Kto przeczyta cały wiersz bez zająknięcia ten mistrz. Zabawny, rytmiczny i zapadający w pamięć wierszyk. “Dziwna zwrotka” “Była raz taka zwrotka, Co to nie miała środka. Z tego boku coś miała. Z tego boku coś miała. A w środku dziura została. (…) Nieco abstrakcyjny utwór o wierszu z dziurą, do której po kolei wskakują różne zwierzaki. Nie da się go przeczytać bez uśmiechu na twarzy, jest taki sympatyczny, zwierzaki pocieszne a melodia czytanych słów niesamowita. To jest po prostu jakaś magia. Takich świetnych wierszy jest oczywiście więcej, w każdym widać niezwykły kunszt autora, Ludwika Jerzego Kerna. To jeden z takich przypadków, kiedy po prostu trzeba mieć talent, aby tak pisać. Każdy wiersz napisany jest z humorem, zawiera pomysł i puentę, jest bardzo dobry językowo i ciekawy pod względem słownictwa. Bardzo mi się też podoba, że każdy wiersz ma swój oryginalny rytm i melodię. Bo każdy wiersz jest inny. Ilustracje w książce są bardzo kolorowe i mają swój własny charakter, z takim lekkim akcentem folkowym. Na początku ten styl nie przypadł mi za bardzo do gustu, ale teraz już na tyle się przyzwyczaiłam, że wydają mi się ok i nawet trochę zaczęły mi się podobać. Czy polecam ksiażkę? Polecam bardzo dla tych maluchów, które już nie tylko oglądają ale też chętnie słuchają czytane książeczki. Jest rewelacyjna do wieczornego czytania. “Wiersze i wierszyki dla najmłodszych” to cała seria książek ilustrowanych przez Mariannę Jagodę. Wydane do tej pory są między innymi utwory Juliana Tuwima, Jana Brzechwy, Wandy Chotomskiej i innych autorów. Bardzo mnie to cieszy, bo zamierzam sięgnąć również po kolejne tomy. Tym bardziej, że to polska klasyka, którą bardzo lubimy. „Wiersze i wierszyki dla najmłodszych”, Autor: Ludwik Jerzy Kern, Ilustracje: Marianna Jagoda, Wydawnictwo: Wilga, Rok wydania: 2017, Liczba stron: 28, Cena okładkowa: 29,99 zł Recenzent Mama CzytelniczkiData recenzji2017-08-12Nazwa"Wiersze i wierszyki dla najmłodszych" Ludwik Jerzy KernOcena5
TO NIE JEST ŻADEN WAZON ANI BEKA ALE MAGICZNA BUTELKA DO MLEKA PUSTĄ WYSTAWIAM JĄ ZA DRZWI WIECZOREM A RANO JUŻ PEŁNĄ DO DOMU JĄ BIORĘ NOCĄ PRZYCHODZI TAJEMNICZA KROWA I TĘ BUTELKĘ NAPEŁNIA OD NOWA PEWNIE MA OGON I ROGI NIE MAŁE ALE JEJ JESZCZE NIGDY NIE WIDZIALEM DZIEJE SIE CHYBA TAK DLATEGO ZE NOC W NOC JA ZAWSZE POGRĄŻAM SIĘ WE ŚNIE
W Krakowie - mieście z dwóch różnych tramwaji Wysiedli dwa orszaki świętych Mikołaji. Hej kolęda, kolęda! Infuły mieli zamiast degolówek I zarobionych każden miał po pare stówek. Hej kolęda, kolęda! No to staneli tak naprzeciw siebie I się w Krakowie całkiem zrobiło jak w niebie. Hej kolęda, kolęda! Jeden, co na nim była złota szata Krzyknął: Pryskajta, gnojki czego tu szukata? Hej kolęda, kolęda! To szef tych drugich tyż nie chciał być w tyle I coś zaznaczył ładnie o ciemny mogile. Hej kolęda, kolęda! Ty mnie mogiłą? O ty w czako dęty! Co za szmaciarze, ludzie, chodzą dziś za świętych! Hej kolęda, kolęda! A ty ciapciaku nie bydź taki bystry, Bo cie ze świętych, dziadu, przeniesą w ministry. Hej kolęda, kolęda! Takie ci różne przekomarzki trwali, Aż pastorały w końcu dwa sie skrzyżowali. Hej kolęda, kolęda! Lali sie, lali, lali, rany boskie, Jak dwa Pawłoskie jakieś lub Wołodyjskie. Hej kolęda, kolęda! A jak skończyli, to poszli do kioska Na jasne piwko tyskie i na papierosa. Hej kolęda, kolęda! Budka, a przy nij Mikołaji paka To by ci było, bracie, coś dla Matejszczaka. Hej kolęda, kolęda! Taki obrazek aż się, bracie marzy Ino, że nima dzisiaj już takich malarzy. Hej kolęda, kolęda! Eech...
pseudonim: Dr Wist, Eljotka, Fra Lodowico Giorgio Cern, H. Olekinaz, Holekinaz, Louis George Cern, Ludwik Jerzy Coeurn, Ludwik Jerzy Życzliwy, Ob. L., Ob. Top autor tekstów
Poeta, satyryk, dziennikarz, tłumacz literatury pięknej, autor tekstów piosenek. Urodził się 29 grudnia 1921 w Łodzi, zmarł 29 października 2010 w pierwszorzędnego żartu ubranego w poetyckie słowa. Autor popularnych utworów dla dzieci, jak Ferdynand Wspaniały czy Proszę słonia, na podstawie których powstały znane zawodowe życie (1948-2002) związał z krakowskim tygodnikiem "Przekrój". Był dwukrotnie żonaty: z Adelą Nowicką (w latach 1942-1948) oraz Martą Stebnicką (1954-2010).Ludwik Jerzy Kern z urodzenia był łodzianinem. Uważał, że dwa imiona, którymi się posługiwał, lepiej brzmiały, zwłaszcza gdy się miało krótkie, jednosylabowe nazwisko. Poza tym odróżniał się w ten sposób od ojca, Ludwika Kerna, który był nauczycielem łaciny. Syn Ludwika i Marii z domu Gertner, maturę zdał w Liceum Humanistycznym im. Aleksego Zimowskiego w Łodzi. Debiutował w 1938 roku jako poeta w "Ilustrowanym Kurierze Codziennym". Brał udział w kampanii wrześniowej. Lata wojenne spędził w Warszawie, utrzymując się z pracy fizycznej. Po upadku powstania warszawskiego trafił do utwory satyryczne opublikował w "Szpilkach" (1945). W 1947 roku wrócił do rodzinnej Łodzi i podjął pracę w Agencji Prasowej "Polpress" (później Polska Agencja Prasowa PAP). Podjął też studia aktorskie w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Nie ukończył ich jednak, bo w 1948 roku przeniósł się na stałe do Krakowa, dołączając do zespołu tygodnika "Przekrój".Redagował w nim między innymi "Rozmaitości", ostatnią stronę pisma, od której obowiązkowo zaczynało się jego lekturę. Stworzył rubryki: "O Wacusiu" i "Prosimy nie powtarzać". Publikował okazjonalne wiersze, niekiedy układające się w cykle: "Gry i zabawy ludu polskiego", "Imiona nadwiślańskie" czy "Świąteczny bukiet".Satyra przeważnie kojarzy się z silną dawka złośliwości, drwiny. Wiersze Kerna, choć satyryczne, pozbawione są zapiekłości. Nadal nas bawią jak przed dwudziestu czy trzydziestu laty, co nie zmienia faktu, że jest to zarazem poważny zbiór rymowanych esejów o półwieczu naszego kraju. Ich autor nie ustawał w satyrycznym komentowaniu dramatycznie zmieniającej się rzeczywistości. "Kiedy 'Przekrój' się formował, czasy były koszmarne, bo panował nam ten z wąsami" - wspominał Ludwik Jerzy Kern. - "Natomiast w 'Przekroju' było nawet pogodnie, pomimo najrozmaitszych kłopotów - politycznych i niepolitycznych - których nigdy nie brakowało. Znalazło się jednak kilka osób, które się doskonale dobrały i rozumiały. Mieliśmy nawet swój język. Na przykład 'napisać gruszkowo' znaczyło, że ma być primo: atrakcyjne dla czytelnika i secundo: tak, żeby nikt z nadzorców politycznych nie mógł się do tego przyczepić."W zespole "Przekroju" był w latach 1948-1982, traktując go jako "najmilszy uniwersytet świata". Był on dlań zarazem Akademią Muzyczną, Akademią Sztuk Pięknych, akademią języka, dobrego smaku i gustu. Drukował poczytne reportaże (z Wielkiej Brytanii, Indonezji, Japonii), trudnił się pracą przekładową (pod pseudonimem "H. Olekinaz") i recenzyjną (podpisywaną "Top"). "Dzięki 'Przekrojowi' poznawałem wybitnych pisarzy, poetów, plastyków. Jazzu uczył mnie Tyrmand. Polszczyznę 'studiowałem' u kolegów redakcyjnych, wybitnych polonistów: Jana Błońskiego i Henryka Markiewicza, profesorów, którzy objęli katedry na Uniwersytecie Jagiellońskim. 'Przekrój' redagowało się na okrągło w dobrym towarzystwie. Z redakcji przeważnie szło się do kawiarni. Z kawiarni do jakiejś restauracji, a po kolacji szło się do nocnego lokalu i... tam się dalej redagowało. W lecie redagowało się na przykład na basenie."Po przejściu na emeryturę Kern współpracował z pismem nadal, przez następnych dwadzieścia lat. Do chwili radykalnych zmian w tygodniku, łącznie z przeniesieniem redakcji do Warszawy, do czego odnosił się z 2000 roku (drugie wydanie - 2003) ukazała się jego książka Moje abecadłowo, tom wspomnień o nieprzeciętnych ludziach, których napotkał na drodze swego życia. Był to przede wszystkim kreator "Przekroju" Marian Eile i jego zespół: Konstanty Ildefons Gałczyński, Stefan Kisielewski, Zbigniew Lengren, Eryk Lipiński, Daniel Mróz, Edmund Osmańczyk, Leopold Tyrmand, Jerzy Waldorff. Doskonałe anegdoty okraszały reminiscencje spotkań autora z Antonim Słonimskim i Antonim Uniechowskim, z Adolfem Dymszą, z Tadeuszem Łomnickim i Marią Bojarską. Bez cienia profesjonalnej zazdrości przytaczał Kern doskonałe żarty i bon moty kolegów po satyrycznym fachu: Stanisława Jerzego Leca, Janusza Minkiewicza, Konrada Swinarskiego, Karola Szpalskiego, Jana Izydora Sztaudyngera i Mariana Załuckiego. Czy też Bogdana Brzezińskiego, który na słowa instruktora z KW: "Od dziś zaczynamy przerabiać krótki kurs WKP(b)", zareagował propozycją, żeby tego jednak "nie przerabiać, bo to jest tak dobrze napisane".W 2002 roku ukazały się z kolei Pogaduszki, czyli rozmowy Kerna o środowisku literacko-artystycznym Krakowa z Tadeuszem Bazylewiczem, Jerzym Grohmanem, Janem Kalkowskim, Marią Koterbską, Zbigniewem Lengrenem, Zbigniewem Karolem Rogowskim, Tadeuszem Sapińskim, Christą Vogel, żeby ograniczyć się do osób wcześniej niewymienionych. Ich znakomite portrety tworzą poczet niezwykłych ludzi, którzy sprawili, że powojenne dziesięciolecia wspominamy znacznie mniej ponuro, niż na to zasługiwały. "Uprawianie satyry w naszych warunkach nie było proste" - wyznał poeta. - "Często, żeby się ratować, uciekaliśmy w bajkę. To taki rodzaj literacki, który się pojawia, gdy jest zamordyzm i totalitarny ustrój. Wówczas podstawiało się jakiegoś zwierzaka za człowieka i cenzorzy puszczali. Już w starożytności tak było, a i w naszych czasach tak samo. Za stalinizmu pisaliśmy bajeczki. Żeby cenzura puściła jakąś ostrzejszą bajkę, to my, piątka krakowskich satyryków - Marian Załucki, Karol Szpalski, Witold Zechenter, Bogdan Brzeziński i ja - używaliśmy wybiegu. Dopisywaliśmy pod tytułem bajki na przykład 'według Malenkowa', czy 'według Czaraputkina'. Byle rosyjskie nazwisko i już był święty spokój, bo żaden cenzor nie przyznałby się, że nie wie, kim jest ten towarzysz Czaraputkin, który pisze takie ostre bajeczki."W książce Życie w 'Przekroju' (wydawnictwo Most, Warszawa 1995) Andrzej Klominek wielokrotnie wspomina poetę Ludwika Jerzego. "Wśród wierszy Kerna nie ma złych" - pisał. - "Owszem, bywały lepsze i gorsze, to zrozumiałe, ale zawsze zachowany był poziom, zawsze jest w wierszach Kerna jakaś nutka poezji sprawiająca, że nie jest to tylko rymowanka zawodowego satyryka, ale właśnie wiersz. To, co wyżej napisałem, nie jest zdaniem tylko moim, Marian Eile mówił nieraz to samo i to samo słyszałem od innych osób, których zdanie cenię. Imponującego wyczynu dokonał Ludwik, kiedy wyjeżdżając na pół roku polskim statkiem na Daleki Wschód zostawił w redakcji komplet wierszy na cały ten okres (to, że zostawiał wiersze zawsze na czas urlopu, rozumiało się samo przez się). Prawda, że pomógł sobie wtedy tłumaczeniami Ogdena Nasha, amerykańskiego poety, który wierszem rymowanym, chyba dwudziestokilkuzgłoskowym pisał zabawne wierszofelietony, często obyczajowe z życia małżeńskiego. Wpadły mi kiedyś w ręce wiersze Nasha w oryginale i mogłem stwierdzić, jak wiernie Kern oddaje formę, język i styl utworów amerykańskiego autora, bardzo w Stanach popularnego, a u nas zanim go Kern 'odkrył', chyba zupełnie nieznanego. Innym odkryciem Kerna był Roald Dahl, pisarz pochodzący z Norwegii, który podczas wojny, służąc w lotnictwie w Anglii, zaczął pisać po angielsku - świetnie. Ludwik trafił gdzieś na niepokojące, nawet trochę makabryczne opowiadania Dahla, rozsmakował się w nich i sporo przetłumaczył."Z języka angielskiego robił Kern przekłady Uri Orleva czy Isaaca Bashevisa Singera. Z Władysławem Krzemińskim podjął się pisania dla teatru widowisk muzycznych Jaśnie pan Nikt - z Lope de Vegi i Lord z walizki - według Brata marnotrawnego Oscara Wilde' razu sławny francuski rysownik Jean Effel przywiózł Eilemu do Polski całą tekę ilustracji do Bajek La Fontaine'a. Naczelny "Przekroju" zwrócił się do Kerna z prośbą o ich nowe tłumaczenia z francuskiego, bo uważał, że przekłady starzeją się znacznie szybciej niż oryginał. "Powiedziałem mu, że zamiast przekładów zrobię własne wersje bajek, z tymi samymi postaciami. Pointy były prawie takie same, ale dopasowane do naszych ówczesnych sytuacji. Rysunki w końcu się wyczerpały, a bajki kazali mi pisać dalej. Wobec tego zacząłem wymyślać własne, a ilustrował je Daniel Mróz."Publikował Kern ponadto w tygodniku "Świat" oraz popularnych pismach młodzieżowych: "Płomyczku" i "Płomyku". Wielkim wzięciem cieszyły się piosenki z jego tekstami (W kalendarzu jest taki dzień, Lato, lato, Wojna domowa, Nie bądź taki szybki Bill, Cicha woda), wykonywane przez Mieczysława Fogga, Marię Koterbską, Halinę Kunicką, Zbigniewa Kurtycza i stawały się głównie te utwory, które trafiały do filmów (Tajemnica dzikiego szybu, 1956; Szatan z siódmej klasy, 1960) i seriali (Wojna domowa, 1965). Słynnym przebojem grupy Tropicale Tahiti Granda Banda była piosenka do Kernowego tekstu Na chorobowem. W "Piwnicy pod Baranami" Halina Wyrodek z powodzeniem śpiewała jego Balladę o żołnierzu i każdy tekst piosenki napisany dla poślubionej w 1954 żony, aktorki Marty Stebnickiej, autor brał od niej - jak twierdził - dwa tysiące złotych. Po czym ona je odbierała od niego na tak zwane życie. I odkładała... na kolejną je w czasach, które nazywał "przedłomotowymi". Kiedyś zresztą współcześni "łomociarze" zwrócili się do niego o teksty. Do porozumienia jednak nie doszło, bo nie przyjmowali sugestii, że piosenka powinna być jednak sensowna i i scena korzystały z jego umiejętności autorskich, jakkolwiek Kern uczył się też aktorstwa. Twierdził, że najzupełniej przypadkowo. Otóż żona jednego z jego ówczesnych kolegów, łódzkiego dziennikarza, postanowiła zdawać do szkoły aktorskiej. Przy jakiejś okazji wyznała, że strasznie się boi egzaminu wstępnego. Kern zaoferował się, że będzie jej towarzyszył. Okazało się, że to właśnie on spełniał oczekiwania komisji. Jego przyjęli, jej zaś - wówczas w powojennej Łodzi czołówkę polskiej sceny, z Józefem Węgrzynem i Aleksandrem Zelwerowiczem na czele. Uczyli go: Zofia Tymowska, Bohdan Korzeniewski, Henryk Szletyński i Jacek Woszczerowicz. Był na roku między innymi z Gustawem Lutkiewiczem, Tadeuszem Plucińskim, Bogdanem Baerem, Lechem Ordonem i Tadeuszem Mincem. Uczęszczał wprawdzie na zajęcia aktorskie, ale myślał już o reżyserii. A równocześnie nadal spełniał się w pracy w Polskiej Agencji również współautorem autorskich programów satyrycznych nadawanych w telewizji ("Kernalia", 1965; "Trzy tysiące sekund z Ludwikiem Jerzym Kernem", 1965; "Kuchenny walc", 1967; "Karnawał ante portas", 1968; "U fotografa", 1968; "Na plaży", 1970; "Porachunki małżeńskie", 1974; "Kwadrans pod psem. Wiersze i piosenki", 1982; "Kernalia, czyli cztery łapy", 1994).Wszystkie utwory Kerna bardzo celnie punktowały nasz obyczaj. Jednakże z jego wierszy satyrycznych co i rusz wyziera dusza liryka. "Dlaczego nim nie jestem? Bo się wstydzę" - przyznawał. - "Na to, żeby być prawdziwym lirycznym poetą, trzeba być duchowym ekshibicjonistą. A mnie taki striptiz przeszkadza. Gdybym został aktorem, także musiałbym się psychicznie rozbierać i pokazywać wnętrze swojej czaszki. Bez tego nie można być dobrym aktorem ani poetą lirycznym. Uratowała mnie satyra i ironiczne spojrzenie. Gdybym zdecydował się na czystą lirykę, a nie do końca odsłaniał, byłoby to przypuszczalnie nieprawdziwe i niedobre."A im młodsi czytelnicy, tym lepiej weryfikują twórczość literacką. "Miałem suczkę Farsę, która leżała przy moich nogach i bardzo grzecznie się zachowywała" - opowiadał. - "Za to we śnie szczerzyła zęby, przebierała łapami i powarkiwała. Kiedyś pomyślałem sobie, iż pewnie śni się jej, że jest człowiekiem. Wziąłem długopis. Zapisałem to, co pies wymyślił."Bokserka Farsa zainspirowała go do napisania Ferdynanda Wspaniałego - wielkiego sukcesu wydawniczego także poza krajem: kilkanaście przekładów w tym na japoński, estoński, ormiański i hebrajski - dzięki czemu wybudował sobie dom na krakowskim Wzgórzu Salwatorskim. "Nazbieraliśmy za nasze psy złotych medali. Pamiętam, jak kiedyś zjawił się nagle Tadeusz Łomnicki, który jak miał dwa, trzy dni wolnego, a nie mógł wytrzymać w Warszawie, siadał po przedstawieniu do samochodu i przyjeżdżał do nas. Zjawił się któregoś wieczora, kiedy moja żona grała. Wyjąłem coś do jedzenia, wypiliśmy kielicha. Przy następnych toastach zaczęliśmy się nawzajem odznaczać medalami moich psów. Nagle wróciła Stebnicka, weszła do kuchni i oniemiała - całe popiersia mieliśmy obwieszone psimi orderami. To był niezapomniany wieczór."Niezapomniane były także spotkania Krakowskiego Salonu Poezji w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Udział Gościa Specjalnego Ludwika Jerzego Kerna ("Podglądanie rodaków", 15 lutego 2004) opisał felietonista "Dziennika Polskiego" Paweł Głowacki. "Tłumnie zgromadzeni na widowni foyer teatru Słowackiego Polacy, na głos chłostani subtelnym szyderstwem Kerna, chyba nigdy jeszcze tak wirtuozersko nie udawali, że wcale nie są Polakami! Bosko rozkwitało uwielbienie dla trzeciej osoby liczby pojedynczej i mnogiej. (...) Śmiechom i zabawom nie było końca - bo to jaja nie ze mnie, lecz z niego, nie z nas, gdyż z nich! Gdy Stebnicka rzekła: 'Nie sztuka dzisiaj być kimś. Dzisiaj - sztuka być sobą', zdawało się że rechot naszych-nie-naszych na strzępy rozniesie dostojne foyer. Jakiż karnawałowy był to poranek! Tak, nasze skurduplenie mentalne, nigdy nie jest naszym skurdupleniem mentalnym. Gdy nadchodzi seans prawdy - choćby nawet seans tak niewinny, seans prawdy podanej tak ciepło i czule, jak je w taktownie bezlitosnych swych satyrach Kern podaje - Polak woli dmuchać na zimne i po mistrzowsku wsuwa się w ten nasz odwieczny nadwiślański taniec ocalający godność."Satyrycy lubią się podśmiewać z wad innych ludzi. Wychodzi na to, że sami żadnych słabości nie mają. Do jednej jednak Ludwik Jerzy Kern się przyznał. "Poza granice tego kraju wyszedłem jako pisarz dla dzieci, nie zaś jako satyryk. Bo kogo w Paryżu interesuje, że stałem kilka godzin w kolejce, by na Dzień Kobiet zdobyć dla żony... kostkę masła. Zacząłem pisać dla dzieci i nie omyliłem się. Moje książki mają tłumaczenia w świecie. Na dodatek jestem wicekanclerzem Kapituły Orderu Uśmiechu. Sporo więc robię dla dzieci, ale nie wyobrażam sobie życia z dwojgiem lub trojgiem maleństw. Nic bym dla nich nie mógł napisać, bo do tego muszę mieć absolutny spokój. Jest więc we mnie jakaś uczuciowa i charakterologiczna kolizja. Moje wnuki zostały wychowane poza mną."Jest coś jednak w tym, że pisarze utworów dla dzieci, przeważnie są bezdzietni, jak na przykład Julian Tuwim czy Jan Brzechwa. Co ciekawe, dla dzieci najlepiej piszą satyrycy, a nie poeci ostatnich latach życia Ludwik Jerzy Kern publikował okazjonalnie w miesięczniku "Kraków".Był członkiem Związku Zawodowego Dziennikarzy RP (1945-1951) i Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (1951-1982), Związku Literatów Polskich (1953-1983), Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (1989-2010).(Zawarte w tekście wypowiedzi Ludwika Jerzego Kerna pochodzą z wywiadów, które przeprowadził z nim autor biogramu)
ludwik jerzy kern wiersz gitara